sobota, 6 października 2012

Krem z pomidorów z parmezanem, bazylią i chrupiącymi grzankami


Pomidorówka..prawie każde dziecko kocha tą zupę, a niektórzy nigdy z tego uwielbienia nie wyrastają ;) i słusznie, bo zupa pomidorowa jest pyszna, zdrowa i można ją robić na wiele sposobów, a niekoniecznie po bacinemu/ mamowemu z nieśmiertelnym makaronem lub ryżem i śmietaną ;)

Ten krem z pomidorów jest stanowczo moją ukochaną wersją pomidorówki..Pachnie i smakuje słońcem :)

Składniki:
dwie puszki pomidorków pelati
mała szalotka
duża garść świeżej bazylii
2 ząbki czosnku
tarty parmezan
sól i świeżo mielony pieprz
jogurt
2/3 kromki chleba (może być czerstwy)
oliwa
150 ml wody przegotowanej


Drobno posiekaną szalotkę wraz z przeciśniętym praską czosnkiem podsmażamy na oliwie w oliwek w dużym garnku. Gdy cebula jest już szklista dodajemy dwie puszki pomidorków pelati i gotujemy na lekkim ogniu. W międzyczasie płuczemy listki bazylii i dorzucamy do garnka. Gotujemy całość kilka minut, a następnie dolewamy wodę przegotowaną. Jeśli po dolaniu 150 ml uznamy, że zupa nadal jest za gęsta, wówczas dolewamy odrobinę więcej. Następnie całą zupę ściągamy z ognia i miksujemy blenderem na gładką masę. Solimy i pieprzymy do smaku. Zupę zdejmujemy z ognia. Chleb kroimy w kostkę i przyrumieniamy na patelni z rozgrzaną oliwą, najlepiej żeby wchłonął znaczną jej ilość.


Zupę serwujemy w miseczkach, posypaną płatkami parmezanu, z chrupiącymi grzankami i jogurtem naturalnym do zabielenia.

Dla mnie - idealna....dużo bazylii miesza się z oliwnymi grzankami, parmezanem i lekkim jogurtem :)

Smacznego :)

Wow

czwartek, 27 września 2012

Paella - wspomnień czar...


Za oknem niby świeci jeszcze słonko, ale robi się coraz zimniej. Niedługo dni staną się krótkie i szare..idzie jesień, a za nia nieuchronnie zima. Jak można zatrzymać lato i wakacje na dłużej? Choć na jeden dzień, choć na godzinę? Można na przykład wyciągnąć zachomikowane skarby wakacyjne :) W moim przypadku - przyprawy z barcelońskiego targu La Boqueria :) Targ ten jest mekką turystów, a już absolutnym "must see" pasjonatów jedzenia i gotowania. był to istny raj - mnóstwo ryb, owoców morza, warzyw, żelków, słodyczy, orzechów, no i oczywiście przypraw :) Każdemu polecam odwiedzić to wspaniałe miejsce, wypić owocowy koktail za 1 euro, spróbować kalmarów na stoisku z owocami morza, i kupić przyprawy do domu :) Ja między innymi skusiłam się na przyprawę, która według pani sprzedawczyni jest idealna do paelli - był to mix ziół, przypraw korzennych i szafranu :)

A cóż to takiego ta cała paella? :) Oprócz owoców morza to właśnie paella jest właściwie wszędobylska w Hiszpanii. Jest to jedno-garnkowe (właściwie jedno-patelniowe) danie z ryżu, który gotowany jest w bulionie, przyprawach i razem z dodatkami. Odmian jest wiele: paella de mariscos (z owocami morza), paella de verduras (z warzywami), de pollo (z kurczakiem) itd. Ja postanowiłam skusić się na mix - de verduras i de pollo :)

Składniki (na około 4 porcje):
400gr ryżu do paelli - ciężko zdobyć w Polce specjalny ryż, ale można użyć ryżu do risotto - Arborio rice, który jest dostępny w wielu sklepach. Ewentualnie może być jakikolwiek którki ryż

1 mała szalotka
2 ząbki czosnku
1 podwójna pierś z kurczaka
mała puszka groszku
mała puszka fasolki szparagowej
2 duże czerwone papryki
500 ml bulionu warzywnego lub drobiowo-warzywnego
oliwa z oliwek
limonka
pieprz
przyprawa do paelli z La Boguerii :) - ten składnik możecie oczywiście zastąpić. Polecam łyżeczkę/ łyżkę szafranu plus bazylię i pieprz (najlepiej kolorowy). Może też być szczypta ostrej czerwonej papryki

Przygotowanie:
Pierś z kurczaka kroimy na małe kawałeczki i marynujemy w oliwie, pieprzu, soli, bazylii, szczypcie czerwonej papryki oraz skrapiamy limonką. Na dużej patelni rozgrzewamy oliwę z oliwek. Kroimy szalotkę oraz czosnek w kosteczkę, a następnie podsmażamy. Gdy cebula jest zeszklona wrzucamy kawałki kurczaka i podsmażamy na złociście.Dorzucamy papryke pokrojoną w kostkę oraz ryż. Mieszamy wszystko aż składniki się połączą a następnie zalewamy całość bulionem w taki sposób, aby pokrył cały ryż. Gotujemy przez 15 minut co jakiś czas mieszając i dolewając bulionu w razie potrzeby (np, gdyby się przypalał ryż). Dorzucamy pieprz oraz 2-3 łyżeczki przyprawy do paelli (lub szafranu i ziół). Następnie wrzucamy groszek i fasolkę, mieszamy z całością i gotujemy na małym ogniu przez kilka minut.

I tak oto pyszna paella pachnąca barcelońskim targiem jest gotowa :) możemy skropić cytryną lub limonką i podawać :) Najlepiej z Sangrią oczywiście, ale może być różnież dobre wino lub dobre na wszystko piwo :)

Que approveche! (Smacznego)

Wow

czwartek, 20 września 2012

Berlin czyli leniwy brunch, street food, piwo i bubbles


Czy każda podróż musi być kulinarna? - zapytacie. Hmm, a jak inaczej w pełni poznać dany kraje/ miasto/ kulturę? Poza tym czy może być coś przyjemniejszego? ;) Tak więc Berlin i jego tajemnice :) Akurat do Berlina jechałam wyposażona w wiele rad co "muszę" zjeść/ wypić :) Przydały się i były bardzo trafne - dziękuję :)

Berlin przede wszystkim kojarzyć będzie mi się z długim, przyjemnym, leniwym brunchem. Jest pełno lokali oferujących późne śniadania, jednak te najlepsze znajdują się w Berlinie wschodnim. Wraz z przyjaciółmi postanowiliśmy zrobić dogłębny research i trafiliśmy w internecie na Anna Blume Cafe - http://www.cafe-anna-blume.de/ - w pobliżu Prenzlauer Berg. Jest to piękna, romantyczna i klimatyczna knajpka gdzie oprócz jedzenia sprzedają także kwiaty. Udaliśmy się tam w niedzielne przedpołudnie/ południe. Knajpa znajduje się na pięknej ulicy pełnej kamienic i drzew. Trafiliśmy na słoneczny dzień, można powiedzie schyłek lata, początek złotej jesieni. Ogródek w Anna Blume pełen był ludzi i trzeba było czekać na stolik, ale było warto. Zamówiliśmy śniadanie dla 4 osób, które podano nam na 3 poziomowej paterze. Było świeże i przepyszne :) Czego tam nie było - jajecznica, bułeczki, ciemny chleb, wędliny, sery, oliwki, dżemy, owoce, pasztet, łosoś - mnogość wyboru, a wszystko świeżutkie :) Poezja :) Mogłabym się przyzwyczaić do spędzania weekendów w ten berliński sposób :)

Na tej samej ulicy co Anna Blume znaleźliśmy następny, kulinarny punkt programu - Bubble Tea :) O napoju tym usłyszałam niecały tydzień przed wyjazdem do Berlina i strasznie zapragnęłam go spróbować. Bubble Tea to nic innego jak właśnie napój na bazie herbaty o smaku zazwyczaj owocowym. W napoju tym pływają kuleczki o innym smaku - na przykład zamawia się truskawkową bubble tea z kuleczkami o smaku mango :) Smak kuleczek czuje się dopiero, gdy wpadną one do buzi i się je przegryzie :) Super oryginalny wynalazek :D Bubble tea można dostać świeżą-owocową lub mleczną - smakuje bardziej jak shake. Można wybrać też czy chce się na bazie herbaty czarnej czy zielonej. My odwiedziliśmy Yummy Cups, więcej możecie poczytać na stronce - http://www.yummycups.de/

Oprócz brunchy Berlin kojarzy się też z bogatą ofertą tzw street foodu - mnóstwo budek i knajpek, w których można kupić jedzenie na wynos - od azjatyckiego jedzenia, przez arabskie, włoskie, a skończywszy na niemieckich specjałach :) My oczywiście chcieliśmy spróbować słynnego curry wurst czyli niemieckiej kiełbasy podanej z przyprawą curry. Trzeba przyznać, że mimo, że to tylko zwykła kiełbasa to Niemcy wiedzą jak ją sprzedać - dobrze doprawioną, posypaną curry i już pokrojoną, żeby było wygodniej. Całkiem dobry, szybki posiłek. W moim przypadku z dodatkiem frytek i piwka :)


Skoro o piwku mowa to będąc w Berlinie nie można odmówić sobie spróbowania różnych browarów. :) Trafiliśmy w Berlinie do knajpy, która reklamowała się na szyldzie jako bar z setką browarów. Myśleliśmy, że to takie sformułowanie, ale nie - rzeczywiście w karcie było ok. 100 piw :) Przetestowaliśmy rozmaite rodzaje, kusząc się nawet na afrykańskie frykasy o smaku mango i kokosa. Nie ma w końcu nic lepszego do picia niż pyszne, orzeźwiające piwo :)


Ogółem, polecam wizytę w Berlinie i spróbowanie powyżej wymienionych frykasów. :) Jeśli nie macie za dużo czasu i jesteście w biegu to przynajmniej curry wurst to mus! :)


Smacznego Berlina ;)
Wow

piątek, 7 września 2012

Ideał wakacji - mariscos w pięknej Barcelonie


Wspominałam już nie raz jak bardzo kocham owoce morza :D na szczęście wakacje spędzam z osobą, która podziela moją miłość do nich (i jedzenia w ogóle!) oraz podobnie jak ja uważa, że pyszne jedzonko to podstawa wypoczynku :)

W tym roku naszym pierwszym 'przystankiem" była Hiszpania, a konkretnie Barcelona i małe miasteczko w jej pobliżu, także jednym słowem raj dla fanów mariscos (hiszpański - owoce morza). Najbardziej warte grzechu jest oczywiście zamówienie rozmaitych tapas czyli hiszpańskich przystawek, aby podegustować i podelektować się rozmaitościami. A tapas w postaci owoców morza do wyboru mamy dużo i często występują w promocyjnych zestawach z karafką Sangrii, wina lub piwa (polecam z całego serce Sangrię oczywiście!):

Mój "naj" zestaw do spałaszowania:

calamares fritos / a la romana - kalmary smażone w głębokim oleju w cieście
chipirones - malutkie kalmary wyglądające jak ośmiorniczki
pulpos a la gallega lub a la plancha - ośmiorniczki po galicyjsku (opisane w poniższym linku:) lub na patelni
gambas wszelkiego rodzaju - krewetki - na patelni, gotowane, zimne (nie polecam akurat)
mejillones - mule, najpyszniejsze w wersji z sosem pomidorowym
cigalas/ cigalitas - długo nie wiedziałam co to, gdyż wyglądało niczym duża krewetka, a to nic innego jak pyszne raki :)
pescaditos fritos - małe rybki, szprotki, które smażone są w całości w cieście w głębokim oleju


Oczywiście owoców morza w Barcelonie znajdziecie całe zatrzęsienie, jednak jeśli nie jesteście na etapie ogromnych krabów i ślimaków w skorupkach to polecam degustację powyższych przysmaków :)

Podczas wizyty w Barcelonie warto odwiedzić jedną z ciekawszych i lepszych marisquerias (restauracji specjalizujących się w owocach morza), która jednocześnie jest niezwykle budżetowa - La Paradeta. Jest to sieć knajpek, które znajdziecie na Bornie, Sants oraz w pobliżu Sagrady Familii. Nam knajpę poleciły Myszki in Cucina (pozdrawiam!!! :D) i nie zawiedliśmy się ani trochę. Samoobsługa, świeże owoce morza wystawione na lodzie (wybiera się je i od razu pakują do przyrządzenia) oraz można wybrać jak się chce mieć podane (gotowane, z patelni, smażone itd.). Dodatkowo, jako że wygląd restauracji jest skromny i barowy ceny są naprawdę przyzwoite, a jakość mariscos powalająca!!! Polecam z całego serca: http://www.laparadeta.com/


Nam pozostały wspomnienia oraz plan weekendowej próby zrobienia frito misto - tym razem wzorem toskańskiego przysmaku - wyboru owoców morza w cieście i na głębokim tłuszczu :)

Pozdrawiam wciąż wakacyjnie,
ChocoManiac a właściwie to Wow :)

niedziela, 25 marca 2012

Wiosenna sałatka :)


Wreszcie nadeszła wiosna! A wraz z nią ochota na zdrowe jedzenie, świeże przekąski i..w niektórych przypadkach zrzucenie tego i owego :) Z pomocą przychodzą wówczas przepyszne sałatki, które nie tylko świetnie smakują, ale i sycą. Nauczyłam się już, że jeśli sałatka ma być naszym głównym posiłkiem, to nie wystarczy jeśli składa się tylko z warzyw, bo nie nasyci nas w pełni i szybko będziemy mieli chęć sięgnięcia po coś jeszcze ;) Mamy do wyboru wiele składników, które pokonają głód - drób, ryby, jajka, orzechy, sery - co tylko lubimy najbardziej :) Poniżej moja ulubiona wersja sałatki wiosennej :)

Składniki:
mix sałat - endywia, rukola, cykoria, radichio
1 jajko ugotowane na twardo pokrojone w łódeczki (może być pomiędzy na miękko i na twardo jak ktoś lubi)
pół kulki mozarelli pokrojonej w łódeczki
8-10 pomidorków koktailowych przekrojonych na pół
pół pomarańczy pokrojonej w kosteczkę
puszka tuńczyka z wody
garść pestek słonecznika
garść pestek dynii
opcjonalnie parmezan - kilka płatków startych na tarce


Dressing limonkowo-miodowy z aromatycznymi ziołami:
2-3 łyżki oliwy z oliwek extra virgin
3 łyżki soku z limonki
łyżeczka miodu
łyżeczka bazylii
1/2 łyżeczki mięty suszonej

Składniki łączymy z sobą w półmisku i polewamy dressingiem wedle uznania. :) Pyycha :D

Smacznych wiosennych przysmaków życzy
ChocoManiac

niedziela, 4 marca 2012

Tortilla de patatas..z pysznym szpinakiem i pieczarkami


Pisałam już o tym jak bardzo lubię tortillę de patatas oraz jak bardzo lubię ziemniaki ogólnie. Każdy z nas ma jednak ochotę na różnorakie urozmaicenia, podpowiadam zatem jak można wzbogacić pyszny omlet z ziemniakami i zaserwować pyszną przekąskę :) Najlepsza z możliwych tapas..tym razem z pysznym szpinakiem oraz pieczarkami :)

Składniki (na jedną tortillę):
5 ziemniaków
200 gr świeżego szpinaku
200 gr pieczarek
3 jajka
oliwa z oliwek
2 ząbki czosnku
gałka muszkatołowa, pieprz i sól

Ziemniaki kroimy w plastry a następnie jeszcze w łódeczki. Rozgrzewamy oliwę z oliwek na patelni i wrzucamy ziemniaki. Podsmażamy na wolnym ogniu aż będą miękkie. W międzyczasie solimy i pieprzymy. W międzyczasie na drugiej patelni podsmażamy pieczarki, a następnie ścigamy je z patelni i wrzucamy szpinak, który podsmażamy dwie, trzy minuty aż zwiędnie. Dodajemy do szpinaku sól, pieprz, gałkę muszkatołową oraz 2 ząbki czosnku.

Gdy ziemniaki są już miękkie, wrzucamy je do miski wraz ze szpinakiem i pieczarkami, a następnie zalewamy całość 3 jajkami wcześniej roztrzepanymi oraz posolonymi i popieprzonymi. Tak przygotowaną masę wylewamy na patelnie z rozgrzaną oliwą. I tu uwaga -  patelnia do zrobienia tortilli musi być nieprzywierająca i powinna mieć wysokie ścianki, aby omlet mógł być odpowiednio wysoki. Tortillę smażymy na lekkim ogniu na jednej stronie, aż zobaczymy, że jajko jest ścięte, po czym nakładamy patelnię talerzem, przewracamy do góry dnem, aby omlet wypadł na talerz i następnie delikatnie zsuwamy go na patelnię, aby podpiec drugą stronę. Za pierwszym razem może się to wydać trudne, dlatego należy najlepiej dobrze wysmażyć tortillę z pierwszej strony, żeby była solidna i nie rozwaliła się :)



Po raz kolejny - najlepsza z możliwych tapas :) przypomina o hiszpańskim słońcu i błękitnym niebie :)
Que approveche! :D

ChocoManiac

poniedziałek, 27 lutego 2012

Zupa marchewkowa..z chilli i imbirem :)


Zupy przecierowe to najlepsza rzecz pod słońcem w czasie zimy - są jednocześnie sycące i rozgrzewające oraz zdrowe i nietuczące :) Idealne na wieczorną przekąskę. W tym roku w pełni odkryłam urok zupy marchwiowej, która ma jeszcze jeden niezaprzeczalny plus - nie trzeba jej w ogóle solić! Robiłam ją już na wiele sposobów - sama marchewka, marchewka i ziemniaki, marchewka i pory i wreszcie marchewka i seler :) Dziś podam przepis na tradycyjną zupę marchewkową z odrobiną pora i najlepszymi dla niej przyprawami - chilli i imbirem :)

Składniki:
5 dużych marchwi
1 por
2 kostki rosołowe warzywne
pieprz
chilli oraz imbir w proszku (wedle uznania)
jogurt naturalny


Marchewki obieramy i kroimy w kostkę. Gotujemy w wodzie lekko zakrywającej marchwie, do której następnie wrzucamy kostki rosołowe. W międzyczasie kroimy w paseczki pora (tylko białą część) i podsmażamy na oliwie z oliwy. Przerzucamy do garnka z marchewką gdy trochę zmięknie. Całość gotujemy aż marchewki będą odpowiednio miękkie. Całość miksujemy blenderem podczas gdy zupa jest wciąż ciepła. Konsystencja powinna być dość gęsta, ale najlepiej wedle naszego uznania - dla bezpieczeństwa można najpierw odlać bulion, a później dolać odpowiednią ilość. Na koniec doprawiamy zupę tak jak lubimy - ja doprawiłam dwiema łyżeczkami imbiru, szczyptą chilli (lub troszkę więcej) oraz obficie pieprzymy. Należy pamiętać, że zupa się jeszcze "przegryzie".

Dla zwieńczenia "dzieła", pyszną zupę podajemy z jogurtem naturalnym - świetnie łagodzi ostre przyprawy i jest znacznie lżejszy niż śmietana.

Polecam na wciąż jeszcze długi i chłodne wieczory :) W tym sezonie moja ulubiona - marchewkowa :)

ChocoManiac
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...